Wydrukuj tę stronę
wtorek, 03 kwiecień 2018 11:23

Pomoc humanitarna na wschodzie Ukrainy

Siostra Anna z dziećmi Siostra Anna z dziećmi

Na wschodzie Ukrainy, po całej linii frontu, działa kilka – około pięciu – ośrodków organizacji „Chrześcijańska Ratunkowa Służba”(CRS) (Християньська Служба Порятунку – ХСП). 19 lutego 2018 roku pojechałyśmy razem z s. Ireną Gubar do Mariupola. Miałyśmy pociąg o 5.30 nad ranem z Chmielnickego do Mariupola. Siedząc na dworcu, spotkałyśmy znajomego brata – kapucyna. Okazało się później, że jedzie w tym samym kierunku co my. Do Mariupola dotarliśmy we wtorek rano, 20 lutego...

W Mariupolu czekało na nas młode małżeństwo, Włodzimierz i Oksana, które jest odpowiedzialne za ośrodek na tym terenie, i zabrali nas tam, do wioski Pionerskoje, ok. 15 km od miasta i ok. 12-15 km od linii frontu. Wszystkie wioski na tym terenie były obstrzeliwane, teraz natomiast jest bezpiecznie. Czasem z dala słychać strzały.

Misją organizacji CRS jest niesienie pomocy humanitarnej ludziom. Działają w niej osoby wierzące, dlatego też starają się dać ludziom Boga. Na tym terenie, gdzie ludzie nie mieli nic wspólnego z Panem Bogiem, powoli otwierają swoje zatwardziałe serca. Włodzimierz i Oksana dużo robią dla tych ludzi, mają dobrą wolę, ale nie mają doświadczenia. Od ubiegłego lata proszą wolontariuszy oraz siostry zakonne o pomoc w pracy z dziećmi.

Głównie praca tego ośrodka jest skierowana do ludności cywilnej, która mieszka w okolicznych wioskach. Mają kilka osób podopiecznych, którym dwa razy w tygodniu zawożą jedzenie. Rozwożą pomoc humanitarną po wioskach, ale starają się o to, by nie tylko ta pomoc była im rozdana, ale by przed tym skierować do nich kilka słów i krótko wspólnie pomodlić się. Przez to, że przywożą pomoc humanitarną, wpuszczono ich do szkoły i przedszkola. Teraz raz w tygodniu przyjeżdżają na zajęcia z różnymi grupami dzieci, w środę do przedszkola, a w czwartek i piątek do szkoły. To nie jest katecheza, nie mogą mówić o Panu Bogu, ale przez te zajęcia mają dostęp do dzieci i moga nawiązać z nimi kontakt, zaprosić do siebie. I teraz we wtorek niewielka grupka dzieci przychodzi do samego ośrodka na zajęcia z angielskiego i na katechezę. Natomiast w sobotę przychodzą dzieci nie tylko z tej wioski, ale także z okolicznych. Dlatego wynajmuje się pomieszczenie nad morzem w dziecięcym wypoczykwowym ośrodku, który jest nieczynny i niszczeje. I tam już odbywa się i katecheza, i inne zajęcia dla dzieci. To wynajęte pomieszczenie jest wielkie, w jednej części przechowują rzeczy pomocy humanitarnej, inna część jest podzielona i służy jako kaplica i sala dla dzieci.

Jeździliśmy do przedszkola, natomiast do szkoły nam się nie udało trafić. Szkoły były zamknięte przez to, że dużo dzieci chorowało. To nie przeszkadzało zdrowym dzieciom codziennie przychodzić do ośrodka. Przychodzili i byli z nami, a my z nimi. Prowadziliśmy różne rozmowy, zabawy. Jedli z nami obiad, razem odmawialiśmy różaniec i koronkę do Miłosierdzia Bożego.

Dzięki temu, że był z nami kapłan, codziennie rano mieliśmy Mszę Świętą, na którą przychodzili niektórzy świeccy i dzieci. W niedzielę Msza Święta była celebrowana w wynajętym ośrodku dziecięcym. Brało udział ok. 12 osób, a chociaż był wielki mróz, drogi zawiane i w kaplicy bardzo zimno, większość przystępowała do Komunii.

W tej chwili ten ośrodek ma mniejszy kontakt z wojskowymi, chociaż starają się wszelkimi sposobami im pomóc przez przywiezienie jedzenia, brykietów do grzania sie na posterunkach, czy nawet któregoś razu organizowali dla wojskowych koncert. Dom jest dla nich otwarty, zwłaszcza wtedy, gdy jest obecny kapłan.

Czas pobytu nam szybko minął. Zdążyłyśmy zrobić niewiele. 28 lutego wróciłyśmy z powrotem do swoich domów.

s. Anna Kowal-Tracz

zdjęcia w albumie
Google Photos

 

Czytany 1506 razy Ostatnio zmieniany piątek, 05 lipiec 2019 11:45