×

Ostrzeżenie

JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 62.

sobota, 10 grudzień 2011 22:21

PLANTEVIN Mathilde Paulette [Paule] Emma, s. Angele de l'Esprit de Jésus (od Ducha Jezusa),

ur. 18 VIII 1907 w Lyonie,
wst. 28 VI 1935 w Ucel,
I śl. koad. 25 III 1938 w Saleve,
kan. 21 X 1941 w Saleve,
nr w księdze prof. 693
zm. 24 IV 2003 w szpitalu w Bourgoin-Jallieu.
Spoczywa na cmentarzu: Virieu - sur - Bourbre

Córka urzędnika państwowego Eugene'a Ferdinanda i Joséphine Thérese Meyssonnier. Była najmłodsza z 3 rodzeństwa. Co roku spędzała z rodziną lato w wiejskim domu w Ardeche, 15 km od Ucel. Tak opisała spotkanie ze Zgromadzeniem i drogę, którą Bóg ją prowadził: Moja siostra po powrocie z zakupów w Aubenas opowiadała, śmiejąc się, że spotkała dziwne stworzenia - kobiety w czarnych czepkach, w długich szarych sukniach i w sandałach na bosych stopach. Kim mogą być, gdzie mieszkają? Co robią tutaj? Tak oto za pośrednictwem mojej siostry odbyło się moje pierwsze spotkanie z siostrami urszulankami. W wieku 23 lat podjęła pracę sekretarki z korespondencją w jęz. angielskim w fabryce sztucznego jedwabiu p. Tourrette w Saint Privat k. Ucel, gdzie już bezpośrednio zetknęła się z siostrami. Od 2 XI 1930 - pisała we wspomnieniach - jestem ich pensjonariuszką. Całkowite wyobcowanie. Mieszkam w dużym pokoju z trzema oknami, ale bez ogrzewania ni ciepłej wody. Gdy przypadkowo zostawiam wodę w miednicy, po powrocie z biura zastaję ją zamarzniętą. Kontakty ograniczone, oprócz dwóch sióstr: kierowniczki i wychowawczyni dziewcząt pracujących w fabryce, żadna siostra nie zna jęz. francuskiego. Język polski wydaje się mieć dla ucha brzmienie barbarzyńskie i niedostępne... Nawet kaplica jest "obca" - dużo głośnych modlitw, tylko po polsku. Wiosną 1931 zmiana kierowniczki. Przyjazd s. Rodziewicz, a następnie s. Żółtowskiej, jej asystentki. Nasze kontakty stają się częstsze i bardziej otwarte... Wielkie poruszenie - przyjeżdża matka generalna Urszula Ledóchowska. Co mnie dziwi, to ogólna radość sióstr. Nie mając zbyt pochlebnego mniemania o zgromadzeniach zakonnych, wiedząc o ścisłej dyscyplinie, panującej w tym czasie w klasztorach, nie rozumiałam tego wybuchu radości. Nie znałam jeszcze Matuchny. Pozostaję tutaj przez 2 lata, do IX 1933. W tym okresie spotykam się z m. Urszulą w czasie każdego jej przyjazdu do Francji. Jakie wrażenie wywarły na mnie te spotkania z m. Urszulą? Przede wszystkim wrażenie zetknięcia się z osobą wyjątkową, która promieniuje. Wysoka, szczupła, dystyngowana, oczarowuje swoim otwarciem pełnym prostoty i dobroci. Uroczy uśmiech, oczy bardzo niebieskie, raz śmiejące się, to znowu poważne, oraz szczególna umiejętność słuchania. Pyta o moje warunki bytowe w tym domu, moje relacje z siostrami, moje ewentualne potrzeby, o moją rodzinę, o moje upodobania. Kiedy dowie się o moich zamiarach, udzieli mi rad pełnych mądrości: mam podjąć dwuletnie studia społeczne, prowadzić spokojnie życie według zasad chrześcijańskich, wypełniać obowiązki wynikające ze studiów, nie przeciążać się ćwiczeniami duchownymi i "nie myśleć zbytnio o moim powołaniu"; po prostu kierować się ku Bogu. Zatroszczy się nawet o moje warunki materialne, proponując swą pomoc w razie potrzeby, aczkolwiek nie było to w moim wypadku aktualne. Zapewniła, że będzie zawsze do mojej dyspozycji, by odpisywać na moje listy. Rzeczywiście, korespondowałyśmy ze sobą podczas mojego dwuletniego pobytu w Paryżu. Bezinteresowna, posunęła się jeszcze dalej (byłam już postulantką): proponowała poszukanie dla mnie zgromadzenia francuskiego i przedstawienie mnie osobiście, w razie gdybym nie czuła się dobrze w Zgromadzeniu obcej narodowości. Uderzały mnie przede wszystkim jej jasność umysłu, szybkie podejmowanie decyzji, szerokie spojrzenie. Przy niej można było być zakonnicą, będąc równocześnie otwartą na świat, twórczą, ekumeniczną... Jednak nie urszulanki SJK "dały" mi powołanie ani ich święta Założycielka. To w wieku lat 10, w okresie I Komunii św., potwierdziło się moje powołanie należenia jedynie do Boga. Później, w sposób bez wątpienia naiwny, wyznaczyłam sobie datę: jeżeli do wieku 25 lat moje życie nie ułoży się inaczej, zostanę zakonnicą. Pan Bóg miał naprawdę dużo cierpliwości... Ponadto nigdy nie szukałam na serio zgromadzenia, w którym mogłabym skonkretyzować tę decyzję. Kiedy sytuacja rodzinna sprowadziła mnie do Ardeche, zbliżałam się już do tej osławionej daty. Przeżywałam wtedy okres przełomowy. Moja praca nie wydawała się celem życia, żadna rozrywka nie dawała mi zadowolenia, precyzowało się utajone pragnienie Boga. To w kaplicy Matki Bożej od Krzyża w Parménie, w sanktuarium maryjnym utrzymywanym przez siostry urszulanki (VIII-IX 1932), otrzymałam potwierdzenie mojego powołania zakonnego oraz zgromadzenia, w którym miało się ono zrealizować. Otrzymane światło było wyraźne, niepozostawiające wątpliwości... Dlaczego do tego Zgromadzenia obcego pochodzenia? Czy nie było dosyć zgromadzeń we Francji? Takie były naturalne obiekcje moich rodziców i mojej rodziny, gdy oznajmiłam im mój zamiar. Rzeczywiście, biorąc po ludzku, nie było to bynajmniej "rozsądne". Byłam jedyną Francuzką, przynajmniej w tym momencie. Byłam świadoma różnicy kulturowej sióstr, z którymi będę żyła. Ale w tym okresie Bóg ukazywał mi drogę; to było to - lub nic innego poza tym. W każdym razie od tego momentu nigdy już nie zmieniłam zdania. Spędziłam 2 lata w Wyższej Szkole Społecznej w Paryżu (1933-1935). W domu liczono na to, że te 2 lata spędzone w stolicy wybiją mi z głowy ten niewłaściwy pomysł powołania i co więcej, u Polek... W końcu VI 1935, z dyplomem ukończonych studiów w kieszeni, wsiadłam do pociągu do Aubenas. W domu zostałam dwie godziny po to, aby zostawić bagaż i zabrać mój rower. Tego samego wieczoru, mimo protestów mojej matki, pojechałam do Ucel... 29 VI 1935 po mszy św. zostałam przyjęta do Zgromadzenia Sióstr Urszulanek SJK. W domu w Ucel pozostała do 1937 jako kandydatka, postulantka i nowicjuszka-koadiutorka. Kiedy w V 1937 powstała placówka w Notre Dame du Saleve, prowadziła tam administrację domu wypoczynkowego dla rodzin. Tam też złożyła I śluby koadiutorskie. We IX 1939 powróciła do Ucel, by odbyć nowicjat kanoniczny. Dokończyła go jednak znów w Notre Dame du Saleve, gdzie od V 1941 była odpowiedzialna za tę placówkę. Tam też złożyła profesję zakonną, a wieczyste śluby 31 V 1945 w Ucel. W 1942-1947 pracowała w domu wypoczynkowym w Virieu-sur-Bourbre, a w 1947-1959 była jego kierowniczką. Następnie w 1959-1960 pełniła funkcję kierowniczki domu w Lyonie, w 1960-1966 była przełożoną domu generalnego w Rzymie. Po powrocie z Włoch pełniła obowiązki przełożonej centrum francuskiego (1966-1979), kierowniczki domu w Lyonie na Bellecordiere (1979-1982) i od 1 IX 1997 przełożonej wspólnoty w "La Roseraie". Była człowiekiem obowiązku, konsekwentnym i wiernym, wymagającym wiele od siebie i innych. Pod surową powierzchownością kryła się delikatność uczuć, wrażliwość i dobroć. Kochała Zgromadzenie wiernie, bez uniesień. Była prawa i lojalna, nawet gdy przyszło opłacać to cierpieniem. Mimo słabego zdrowia była zawsze czynna, dyspozycyjna, pracowita, zorganizowana i twórcza. Brała udział w kilku kapitułach Zgromadzenia, a w 1955-1963 była asystentką generalną. Wykonywała różnorakie prace na różnych stanowiskach. Była przedszkolanką, katechetką, księgową, ekonomką, pielęgniarką, kierowniczką domu w Saleve, dyrektorką domu wypoczynkowego w Virieu, założycielką, a równocześnie dyrektorką i nauczycielką w szkole gospodarczej dla dziewcząt w Virieu, założycielką i dyrektorką foyer dla studentek i dziewcząt pracujących w Lyonie, które przyłączyła do Krajowego Związku Foyers dla Młodzieży Pracującej. Będąc przełożoną delegowaną w Rzymie, kilkanaście razy rocznie w ciągu 6 lat podróżowała między Lyonem a Rzymem. Jednym z jej dzieł była "Fraternia Świeckich Urszulanek" - grupa kobiet, w latach 80. licząca około 30 osób. Przez blisko 20 lat prowadziła tę grupę, przekazując duchowość Matki Założycielki oraz metodę stosowania jej w życiu. Co miesiąc przesyłała każdej uczestniczce biuletyn z wyznaczonym tematem i odpowiednimi wyjątkami z pism Matki Założycielki. Organizowała im roczne rekolekcje i spotkania, angażując w tę działalność także inne siostry. Zredagowała Regulamin Fraterni. Napisała wiele artykułów do "Szarego Posłańca", m.in.: Jeden dzień na Casaletto w okresie Soboru (1964 nr 5); Paray-le-Monial (1965 nr 9); Spotkania z Matką Założycielką (1971 nr 23); Rekolekcje ekumeniczne w "La Porte Ouverte" (1974 nr 28); Miło jest spotkać chrześcijan szczęśliwych Bogiem [Międzynarodowy Kongres Odnowy w Rzymie] (1975 nr 29); Studium Konstytucji w "La Montée" (październik 1977- październik 1978) (1978 nr 37); Świadectwo pierwszej Francuzki w Zgromadzeniu (2003 nr 89). Siostry we Francji zawdzięczają jej przetłumaczenie na jęz. francuski Konstytucji, Historii Kongregacji, okólników i listów oraz innych pism Matki Założycielki. Samodzielnie nauczyła się jęz. polskiego i prawie do ostatnich lat życia pracowała nad tłumaczeniami. Robiła to szybko, sprawnie, prawie bez poprawek. W wieku 90 lat, kiedy już nie przesadza się starych drzew, wyraziła zgodę na przeniesienie wraz z 5 siostrami do międzyzakonnego domu w Lyonie dla starszych i chorych sióstr i na objęcie odpowiedzialności za tę wspólnotę. Żyła konsekwentnie zobowiązaniami, powziętymi wobec Boga i Zgromadzenia. Powierzoną jej misję pełniła przez 5 lat - do końca. Swoją postawą i zaangażowaniem głęboko wpisała się w historię centrum francuskiego i całego Zgromadzenia. Była cennym łącznikiem między Francją a Zgromadzeniem. Spoczywa na cmentarzu parafialnym w Virieu-sur-Bourbre.

* S. Chatelain Françoise, Złoty jubileusz życia zakonnego [s. Plantevin], "Szary Posłaniec" 1985 nr 48. Fournier Louis, Des soeurs polonaises dans le village ("Notre Foyer"), w: Virieu en Dauphiné - des hommes et des histoires...,Virieu 2001, s. 11. S. Kubica Irena, Siostra Angele Plantevin od Ducha Jezusa (18 sierpnia 1907 - 24 kwietnia 2003), "Szary Posłaniec" 2003 nr 89. S. Laslandes Mireille, Siostra Angele Plantevin, "Szary Posłaniec" 2003 nr 89.

Czytany 1164 razy