Po drugiej stronie drogi życie wygląda inaczej. Tu mieszkają rodziny chorych, następne pokolenia tych, którzy już tutaj umarli. W wiosce krząta się mnóstwo dzieciaków, które swoją żywiołowością i spontanicznością udowadniają, że tu panuje życie. Jest przedszkole, jest szkoła podstawowa…
W tej sukamahelowskiej społeczności żyje nasza pięcioosobowa wspólnota urszulanek. Wszystkie Tanzanki, więc z dogadaniem się nie ma żadnych problemów.
Siostry opiekują się chorymi roznosząc im jedzenie, które otrzymują od misjonarzy oraz częściowo od państwa tanzańskiego. Odkąd przyszły do wioski siostry urszulanki, życie trędowatych nabrało bardziej ludzkich kształtów. Ich dom jest bezpiecznym magazynem żywności, to dowód na to, że środowisko ma wielkie zaufanie do sióstr, są one gwarantem, że otrzymana żywność rzeczywiście trafi do chorych. Siostry także rozdają wodę do picia, do gotowania, do prania, do mycia się. Przydzielają wodę do państwowej kuchni w której gotowane są posiłki dla chorych na trąd.
Każdego ranka można zauważyć siostrę, która udaje się do wszystkich domków trędowatych, żeby zobaczyć, jak żyją, oraz skontrolować, czy nie trzeba powiadomić pielęgniarki, gdy objawy choroby wymagają poważniejszego zabiegu. Zawsze w odwrocie jest szpital w Manyoni lub w Itigi. Siostra sprawdza także, czy chorzy otrzymali jedzenie i czy aktualnie czegoś nie potrzebują. Część z nich niestety już straciła wzrok, a ręce i nogi przypominają sterczące kikuty, które są pozbawione czucia. Podopieczni doskonale wyczuwają, że siostra jest do ich dyspozycji i często zwracają się do niej z różnymi potrzebami.
Siostry starają się także wpływać na formację ludzką samych chorych. W tym celu odwiedzają ich w domkach trzy razy w tygodniu. Razem z nimi spędzają czas, rozmawiają, modlą się, potrafią wyczuć, jakie mają problemy. Taki sposób bycia z chorymi spowodował, że utworzyły się małe grupy osób, a każda z nich ma swojego wodza. Wspólnoty te spotykają się każdego tygodnia w domku jednego z członków, aby wspólnie się modlić. Siostra, która uczestniczy w tych spotkaniach, już nie jest odpowiedzialną, jak to kilka lat temu było, ale jest jedną z nich, może lepiej widzieć i uważnie wsłuchiwać się w to, co mówią.
Siostry uczą katechizmu w przedszkolu i szkole podstawowej oraz w parafii przygotowują do sakramentów. W parafii funkcjonuje też grupa Przyjaciół św. Urszuli, która się rozrasta, do niej należą dziewczęta w wieku 14-20 lat. Działa także grupa misyjna dzieci. Siostry dwa razy w miesiącu, w niedziele, idą do wiosek oddalonych o ok. 2 godziny drogi pieszo, aby katechizować rodziny. Tam też organizują różne grupy dla dzieci i młodzieży, aby formować ich duchowo i przygotowywać do życia. Ich zapał zaraził także samego księdza proboszcza, który razem z siostrami wyruszył do sąsiednich wiosek i służy młodzieży. To wielka radość dla sióstr.
Także w samej Sukamaheli nasz dom stanowi pewnego rodzaju centrum kultury. Często dzieci i młodzież spotykają się tutaj, aby obejrzeć jakiś dobry film puszczony z VHS albo słuchać nagranej nauki. I pomyśleć, że jeszcze sześć lat temu dzieci nie należały do żadnych grup, często chodziły do różnych domów, gdzie oglądały filmy nie zawsze zgodne z ich wiekiem… Sytuację nieco zmieniła wizyta pewnych amerykańskich darczyńców, którzy ofiarowali telewizor i antenę, aby ludzie mogli zobaczyć programy państwowe oraz filmy z kaset dla dzieci.
Siostry starają się być samowystarczalne i dzielić się tym, co mają. Żyją niezwykle skromnie, utrzymując się z pracy własnych rąk. Hodują w przydomowych kojcach kilka świnek i kury, których liczbę chcą zwiększyć, aby oprócz mięsa były także jajka. Jest dużo ziemi, więc siostry uprawiają ogród, a nawet mają małe pole, z którego zbiór stanowi także utrzymanie dla hodowanych zwierząt.
Problemem jest trąd… Można go wyleczyć, ale trzeba zachować higienę. W Sukamaheli tak ubogie życie nie daje tych możliwości. Siostry starają się pomagać, ale nie jest łatwo przełamać stare przyzwyczajenia związane z biedą, tym bardziej że budynki są pozbawione jakiegokolwiek systemu kanalizacyjnego. Pragniemy wyjść naprzeciw Sukamaheli i tym samym wyjść poza granice naszego miejskiego, skądinąd wygodnego życia.
Otwieramy więc projekt mający na celu budowę sanitariów dla wioski trędowatych w Sukamaheli. Pomóżmy im, aby poprzez zebranie odpowiednich środków mogli zachować większą higienę. To bardzo potrzebne urządzenia. Ten gest miłosierdzia może być dla nich odkryciem dobra, które spowoduje, że poczują się bardziej godni w swoim schorowanym ciele.
To duże przedsięwzięcie i dlatego potrzebujemy też duchowego wsparcia dla naszego projektu. Niewątpliwymi specjalistami od trądu jest dwoje wspaniałych polskich misjonarzy, którzy swoje szpitale budowali od podstaw. To pani doktor Wanda Błeńska, która leczyła chorych w Ugandzie, i Sługa Boży o. Marian Żelazek, werbista, który służył chorym w Indiach. Ich służba ludziom zarażonym trądem była heroiczna. Pozostawili po sobie niezatarty ślad dobroci, który ocalił życie i godność tysiącom ludzi, na których trąd wydawał wyrok egzystowania w strasznych warunkach, pozbawionych godności ludzkiej. O. Marian Żelazek często mówił: Nie jest trudno być dobrym, wystarczy tylko chcieć…
s. Ewa Bońkowska
SUKAMAHELA - miejsce, gdzie trędowaci godnie żyją
Konto wsparcia dla projektu "Sukamahela" - Tanzania: Nr rachunku: 80 1600 1374 1846 1176 6000 0027