Spotkania formacyjne nazywają się w języku swahili SEMINA.. i to słowo, które w języku włoskim jest bardzo wymowne, nadaje odpowiedni i głęboki sens naszym spotkaniom: były one rzeczywiście „sianiem”, rzucaniem nasienia w glebę. Na jaką glebę to nasienie padło jest to już odpowiedzialnością sióstr uczestniczek, a wzrost i owocowanie, zależą od Boga wraz ze współpracą z łaską każdej sióstr. A ja byłam zwyczajnie ewangelicznym „sługą nieużytecznym”. S. Incoronata chciała tymi spotkaniami objąć wszystkie siostry od nowicjatu do najstarszej siostry, i tak s. Marie Thérèse miała spotkania formacyjne dla 56 sióstr, i rekolekcje dla 53 (o ile się nie mylę), a moja pierwsza grupa, zróżnicowana wiekowo, liczyła 54 siostry, a druga 30 (były to głównie siostry juniorystki i kilka nowicjuszek drugiego roku i dwie siostry po ślubach wieczystych). Między jedną a druga grupą, miałam spotkania dla 20 wychowawczyń, formatorek i katechetek o systemie wychowawczym według myśli i pism Matki Urszuli. Na tych spotkaniach przedstawiałam postać Jezusa jako Wychowawcy, Urszulankę jako wychowawczynię i omówiłam System Wychowawczy Matki Urszul, i opierając się na książce pani Katarzyny Olbrycht.
Czterodniowe spotkania formacyjne pogłębiające duchowość i charyzmat objęły temat tajemnicy powołania i po południu każda z sióstr przedstawiła za pomocą rysunku lub jakiegoś przedmiotu, przebytą drogę powołania, od wstąpienia do dzisiaj.. Było to bardzo piękne i budujące spotkanie, szczególnie grupa starszych sióstr przedstawiła w przeróżny sposób swoją drogę. Drugi dzień był na temat charyzmatu w ogólności i naszego charyzmatu, oraz ukazaniem jak Bóg kształtował i wykorzystał predyspozycje, talenty, charakter, wychowanie M. Urszuli do ukształtowania charyzmatu założycielskiego. Obejrzałyśmy prezentacje, którą przygotowałam, a którą s. Incoronata przetłumaczyła, z ukazaniem śladów charyzmatu w życiu Matki Urszuli, niby czerwonej nitki przebiegającej przez całe życie, z zaproszeniem, żeby każda z nas w swoim życiu odkryła przejście Boga zapraszającego nas do przyjęcia i przeżywania naszego charyzmatu, jako drogi do pełnej realizacji projektu, jaki Bóg ma w stosunku do każdej z nas. W trzecim dniu przedstawiłam na podstawie tekstów z Listów i z Historii Kongregacji przeżycia, próby i cierpienia Matki Urszuli w momencie oczekiwania, przez dwa miesiące, na zatwierdzenie Konstytucji, ukazując wiarę, ufność, zawierzenie, modlitwę Matki Urszuli. Siostry miały pomyśleć i przedstawić za pomocą małych scenek teatralnych trudności, które napotykają i jak sobie z nimi radzą. Siostry okazały się bardzo twórcze, ale też bardzo szczere w ukazaniu swoich trudności, które na pewna stały się też dla s. Incoronaty źródłem poznania trudności, czy potwierdzeniem tego co Siostry mogą przeżywać i jak to przeżywają. Siostry bardzo mocno zostały dotknięte i zbudowane postawą Matki Urszuli, a zarazem przejęte mnogością trudności i ogromem cierpienia duchowego i moralnego. Ostatni, czwarty dzień był ma temat Eucharystii i życia eucharystycznego: być wybraną, być błogosławiona, być połamaną i daną, a co się wyraża w takich postawach maryjno-urszulańskich wpisanych w charyzmat jak: Oto jestem, Magnificat e Deo gratias, Fiat, i służba, dar z siebie, aż po Jezusowe i Matuchnowe: „Bierzcie i jedzcie”... Jedzcie me siły, moje zdolności, moje serce, mój czas. Weźcie mnie, choćby to było dla mnie ciężkie, jam wasza, tak jak Jezus Hostia jest mój.
Siostry były w miarę otwarte, chłonne, wdzięczne..., ale sam Bóg musi dokonać dzieło przemiany… Ze swej strony podziękowałam im za ich otwartość, za to, że mnie ubogaciły. Trochę je poodwiedzałam w ich miejscach pracy, ale bariera językowa jest bardzo mocno odczuwalna.
W drodze powrotnej zatrzymałyśmy się na jedną noc w Morogoro. Zjadłam kolację z siostrami i przy kolacji wytworzyła się bardzo dobra atmosfera, siostry zadawały pytania, ja trochę dzieliłam się naszą pracą ze studentkami, podkreślałam ważność ich posługi.
Jestem pełna podziwu i zbudowana postawą s. Incor, ogromnie oddanej siostrom, zatroskanej, myślącej o wszystkim, współpracującej. Najbardziej mnie uderza duch poświęcenia, ofiary i miłości.. Bardzo też cieszyłam się atmosferą siostrzaną przy naszych posiłkach w domu s. Rity. Panowała tam atmosfera szczerości, dzielenia się, otwartości, autentycznego zainteresowania. Bardzo to był bogaty i cenny czas. (…)
Bardzo dziękuję, że zostało mi powierzone to odpowiedzialne zadanie, dziękuję za zaufanie. Posłużyło to przede wszystkim mnie samej. I powtarzam sobie, że trzeba żyć tym, co głosiłam, ja jako pierwsza.
Podkreślałam bardzo mocno rolę korzeni, i sięgania do korzeni i myślę, że te spotkania miały właśnie taki charakter. Oby były dla chwały Bożej i ku wzrostowi. Amen.
s.Danuta Benisz