Fadi jest tokarzem z zawodu, ale przez problemy z kręgosłupem musiał zmienić zajęcie. Wychowuje trzy córki i syna, który przyszedł na świat w listopadzie tego roku. Przed wojną rodzina prowadziła spokojne i szczęśliwe życie w dzielnicy al-Midan w Aleppo. Ich życie na zawsze zmieniło się w 2011 roku.
Ich okolica bardzo ucierpiała przez kilka lat wojny. Dziewczynki były przerażone, gdy słyszały ostrzały i wybuchy. Z kolei rodzice byli przerażeni, że nie mogą swoich dzieci ochronić przed straszną rzeczywistością. Fadi z żoną i dziećmi zdecydowali opuścić swój dom. Wkrótce okazało się, że decyzja o ucieczce uratowała im życie. Na ich dawny dom spadło pięć bomb. Dotychczas sześciopiętrowy blok mieszkalny zamienił się w trzypiętrową stertę gruzu.
Przenosili się z domu do domu, wszędzie tam, gdzie mogli ich przyjąć krewni. W końcu Fadiemu udało się wynająć mieszkanie w bezpieczniejszej dzielnicy, w Al-Dżabirijji. W mieszkaniu brakowało podstawowego wyposażenia. Dzięki uprzejmości ludzi zdobył koce i materace, dzięki czemu zapewnił posłanie żonie i dzieciom. Przez osiem miesięcy Fadi nie mógł znaleźć pracy, żył ze zgromadzonych przez lata oszczędności.
– Przestałem puszczać dziewczynki do szkoły, bo rakieta spadła na budynek, w wyniku czego z jednej z klas pozostały zgliszcza. Nie było tam bezpiecznie. Bałem się o ich życie. Wiem, że wiedza jest potężnym narzędziem, zwłaszcza dla kobiet w naszym społeczeństwie, dlatego ta decyzja była dla mnie szczególnie trudna.
Pewnego dnia Fadiego zbudził dźwięk bombardowania i naszły go złe przeczucia. Jego ojciec był poza domem, odłamek zranił go dotkliwie w szyję. Krwawienia nie dało się zatrzymać. Zmarł, zanim został przewieziony do szpitala. Kiedy wydawało się, że nie może być gorzej, bracia Fadiego zostali przymusowo powołani do armii.
Fadi zdecydował, że czas wyjechać za granicę, otrzymał propozycję pracy w Argentynie. Niestety, po przyjeździe okazało się, że obietnice nie miały pokrycia w rzeczywistości i rodzina nie otrzymała żadnej pomocy. Po dziewięciu miesiącach tułaczki i trudów na uchodźstwie rodzina zapożyczyła się, aby kupić bilety powrotne do Syrii.
Fadi zatrudnił się w Stowarzyszeniu Braci Marystów przy dystrybucji wody pitnej. Nie było to bezpieczne zajęcia, gdyż w Aleppo zbiorniki na wodę są umieszczone na dachach budynków.
– Mieszkańcy Aleppo wiele przecierpieli przez przerwy w dostawie wody, więc inicjatywa Marystów była bardzo potrzebna. Wiele osób gasiło pragnienie wodą ze studni, a przez jej skażenie podupadały na zdrowiu. Moja rodzina też raz się zatruła w ten sposób.
Fadi zaczął szukać zajęcia, które zapewniłaby jego rodzinie stabilne utrzymanie. Pomysł sklepiku z zimnymi i gorącymi napojami narodził się właśnie od pracy przy rozwożeniu wody. Potrzeba picia jest uniwersalna i niezbywalna dla wszystkich istot żywych. Fadi wynajął lokal i zaczął sprzedawać napoje. Nie było go stać na naprawę sprzętu lub zakup nowego. Niedawno właściciel ostrzegł go, że jeśli spóźni się z uiszczeniem czynszu, umowy najmu zostanie wypowiedziana. Wtedy Fadi dowiedział się, że otrzyma pomoc od darczyńców z Polski - ekspres do kawy i maszynę do sahlab. Radość Fadiego nie miała granic. Wiadomość przyszła w kluczowym momencie dla rodziny, przed narodzinami jego najmłodszego dziecka. Mężczyzna czuje, że od teraz wszystko zacznie się układać…
Zgromadzenie regularnie pomaga rodzinom Georges i Nour, Antoine i Rasha oraz Sarkiss i Sevan. Wszystkie trzy rodziny mają dzieci. Rodziny z Aleppo przesyłają świąteczne życzenia i podziękowania:
tekst o Fadim: na podstawie relacji Caritas Polska