Może tak naprawdę ten ważny październikowy miesiąc nie był głównie adresowany do misjonarzy, bo – jak jeden z nich powiedział – w naszej posłudze misyjnej każdy dzień jest nadzwyczajny… Nie ma dni zwykłych. Tak naprawdę był adresowany do każdego z nas…
Na urszulańskiej ziemi Nadzwyczajny Miesiąc Misyjny także pozostawił swój ślad. Utworzone – z postanowienia Kapituły Generalnej – Centrum Misyjne w Milanówku nabiera wyrazistych kształtów. Niedługo ukończymy remonty. Dom stanowi własność Zgromadzenia, ale prawie całkowicie został wyposażony z ofiar przyjaciół, osób świeckich związanych z misjami, a także naszych wspólnot. Szczególne słowa podziękowania kierujemy do warszawskiej wspólnoty Szarego Domu!
W wielu wspólnotach rozbrzmiewała modlitwa różańcowa w intencji misjonarzy. To najważniejsza forma pomocy misjom. Bądźmy ludźmi modlitwy, bo ona nas kształtuje, ona uczy nas patrzenia na świat tak, jak Jezus patrzył – z miłością i miłosierdziem, tak na co dzień. Ona rozpycha nasze serca, aby zmieściły nie tylko nasze sprawy, ale też i innych. „Jak długo Mojżesz trzymał ręce podniesione do góry, Izrael miał przewagę…” Pomyślmy, może cicha modlitwa naszych starszych sióstr z infirmerii obroniła jakiegoś misjonarza przed napadem, złem, śmiercią. Dowiemy się po drugiej stronie życia... Teraz kroczymy w wierze… później wszystko się odsłoni…
Jeden z biskupów francuskich powiedział, że Papież zawsze chciał, byśmy stali się Kościołem wychodzącym na zewnątrz, Kościołem misyjnym. Nie wystarczy tylko być przekonanym o swej misyjności. Ta misyjność musi być rozpoznawalna na zewnątrz. Największą zaś przeszkodą w naszej misji jest brak świętości. Bo ludzie święci promieniują swą wiarą i są misyjni, choć sami o tym nie wiedzą. A my nie wierzymy już, że Pan Bóg powołuje nas do świętości i to jest pierwsza przeszkoda w naszej misji. Misyjność musi być rozpoznawalna. Jak żywo przychodzi na myśl postać naszej matki św. Urszuli – jej uśmiech, mądrość życiowa połączona z lekkością ducha zdolnego przekroczyć granice utworzone z ludzkiego egoizmu, historycznych uwarunkowań, a także po prostu kruchości ludzkiego ciała…
Ten znak rozpoznawalności to podejmowane przez różne wspólnoty i siostry akcje mające na celu zgromadzenie środków materialnych, aby móc się dzielić z potrzebującymi na misjach. Inwencja twórcza tutaj nie zna granic.
Przedszkole w warszawskim Szarym Domu przygotowało kiermasz jesiennych przetworów. Konkurencja była niebywała, wszyscy chcieli ogórki kiszone… Natomiast s. Anna z Augustowa zrobiła szkolny kiermasz przepysznych ciast. Każdy sposób jest dobry.
Grupa Szaraków Misyjnych z s. Ewą gościła w parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Pruszkowie. Na kiermaszu wielkim zainteresowaniem cieszyły się słoiczki z dżemem dyniowym i ciasteczka zrobione przez siostry Urszule i s. Teresę. Zniknęły w tempie rekordowym zasilając konto Rzeki mleka. Dużym zainteresowaniem cieszyły się drobne gadżety przywiezione z Filipin. Kiermasz misyjny to także sposobność do spotkań, odpowiedzi na pytania, zachęta do dalszej pracy. Niezastąpione były nasze panie z Szaraków Misyjnych, które już od samego rana rozkładały jakże bogaty kram, zachęcając swoim uśmiechem do obejrzenia gadżetów.
Pięknym doświadczeniem było spotkanie s. Ewy z uczniami warszawskiej Szkoły Podstawowej Montessori im. św. Urszuli Ledóchowskiej, w której uczy s. Beata. Dzieci z wielkim zainteresowaniem wysłuchały opowieści o życiu swoich rówieśników na Filipinach i snuły przeróżne projekty, jak pomóc dzieciom. Wzruszające, że najmłodsi uczestnicy spotkania od razu chcieli wysłać swoje zabawki, aby dzieci na wysypiskach śmieci mogły się nimi radować, albo gotowi byli zorganizować przewóz drzewa do budowy domów (!). Ustaliliśmy, że zrobią małe gadżety, które będą znakiem pamięci i wspólnie z siostrą katechetką i nauczycielami zaproszą wirtualnie do swoich rodzin choć jedno dziecko na wigilię (będzie to zakup torby mleka na Filipinach).
Osobnym doświadczeniem była obecność s. Ewy w pniewskiej Parafii pw. św. Wawrzyńca. Podczas wszystkich spotkań eucharystycznych siostra dzieliła się refleksją na temat misyjności, która w naszym życiu przejawia się w świadczeniu o Jezusie drugiemu człowiekowi. Niekoniecznie musimy udawać się w puszczę amazońską, wystarczy udać się do sąsiada, który mieszka za ścianą, a może bliżej… w obrębie naszego domu. Ten drugi człowiek jest naszą ziemią misyjną, niejednokrotnie bardzo trudną ziemią...
Parafianie gorąco odpowiedzieli na prośbę zaproszenia dzieci z filipińskich wysypisk śmieci na Wigilię (oczywiście w sposób wirtualny). Zaprosili aż 300 dzieci fundując im jednokilogramową torbę wzbogaconego mleka w proszku Alaska. Wyobrażamy sobie, co to będzie za radość! Pragnę podziękować s. Magdalenie, która pięknie przygotowała liturgię oraz spotkanie wszystkich dzieci szkoły podstawowej w Pniewach. Ufajmy, że serca dzieci poszerzyły się o nową rzeczywistość misyjną i w czasie adwentowym pomyślą nad konkretną formą pomocy ubogim.
Pobyt w Pniewach to oczywiście wizyta w naszej urszulańskiej szkole. Spotkanie z uczniami, którzy pozostają pod opieką s. Magdaleny. I tutaj można było zauważyć, że dla młodzieży rzeczywistość ubogich ludzi żyjących na Filipinach jest innym, nieznanym światem. Miejmy nadzieję, że te spotkania zasiały w młodych sercach chęć wyjścia poza doświadczenia wyniesionego z własnego podwórka. Musimy siać ze świadomością, że kto Inny da wzrost…
Coraz częściej spotykam młodych wolontariuszy. Gdy rozmawiam z nimi lub czytam ich świadectwa, stale się powtarza: po powrocie z misji już wszystko nie będzie tak, jak było… trud misyjny ich zmienił.
Nasza rodzina urszulańska przeżywa rok jubileuszowy. Warto przypomnieć, że św. Urszula jako jedna z pierwszych wprowadzała ideę tworzeniu wolontariatu, który w naszym czasie w sposób dynamiczny się rozwija.
W 1926 roku matka Urszula realizowała projekt utworzenia w Sieradzu Małego Seminarium św. Urszuli dla dziewcząt z powołaniem misyjnym. Ale później postanowiła przenieść Sekcję Misyjną z Sieradza do Pniew. Plany musiały być dalekosiężne, skoro w rozmowie z dziennikarką, panią Berkan, (zachowała się korespondencja z dziennikarką poznańską i założycielką Akademickiego Ruchu Misyjnego, okres 1926-28) – wspominała, że dla zaczęcia akcji misjonarskiej potrzebuje 6-8 wolnych sióstr!
W 1929 roku pod wpływem wiadomości otrzymanych od urszulanek z Charbina Matka ułożyła projekt utworzenia w Rzymie misyjnego kolegium urszulańskiego. Wiedziała, że właśnie w pracy misyjnej potrzebne są osoby wykształcone, dobrze wychowane, które by w potrzebach ludności orientowały się i potrafiły nią kierować (cyt. Straż Polesia, Misje katolickie, 1939, n.1). Matka widziała misje w kluczu misji na Polesiu, myślała o świeckich urszulankach, które już w tamtych czasach były przedwiośniem świeckiego wolontariatu.
Matka myślała o współpracy ze świeckimi w ruchu misyjnym. Wzięła udział w Międzynarodowym Kongresie Misyjnym w Poznaniu (28.-29.09.1927). Z różnych źródeł wiemy, że Założycielka chciała wydawać pisemko misyjne, które w pierwszym zamyśle miało stanowić część Głosu Eucharystycznego. Matka Urszula była gotowa wziąć odpowiedzialność za kółka misyjne, ale we współpracy ze świeckimi. Oczekiwała tylko na wyraźne polecenie ze strony Księdza Prymasa (już o tym niezobowiązująco powiadomił Matkę, stąd wiedziała). Tyle o historii…
Matka Urszula nigdy nie opuściła kontynentu europejskiego, choć zamysł miała bardzo szeroki. Chciała wysłać siostry do Ameryki Łacińskiej, dalekiego Peru. Jak wiemy, papież Pius XI miał wobec niej inne plany…
Jej plany zrealizowały siostry pół wieku później, właśnie niedługo będziemy obchodzić 50-lecie obecności naszych sióstr w Ameryce Łacińskiej. Duch Matki przekroczył granice materialne, i serce ogarnęło wielu potrzebujących tego kontynentu. Cieszymy się, że w Nadzwyczajnym Miesiącu Misyjnym mogliśmy wspomóc Indian Wischi, których ciężkie życie dzielą siostry urszulanki…. Tak tworzy się historia, której niezastąpionymi bohaterami są ludzie otwarci na to, co mówi do nich Duch Święty. Pani dr Wanda Błeńska, której proces beatyfikacyjny wkrótce się rozpocznie, mówiła:
Zawsze mówię młodzieży: Jeśli macie jakieś dobre, świetlane pomysły, to je pielęgnujcie. Nie dajcie im zasnąć, nie odrzucajcie ich tylko dlatego, że wydają się niemożliwe czy trudne do zrealizowania. Swoje marzenia trzeba pielęgnować!
A odbierając w 1984 roku medal Benemerenti od Jana Pawła II, powiedziała:
Mówi się tyle o moim poświęceniu, ale co to za poświęcenie, skoro to, co czynię, jest właściwie spełnieniem marzeń mojego życia. (...) Usuwamy głazy cierpienia, zapalamy promyk nadziei. Może przez naszą pracę prostujemy ścieżki do Pana? (…) Nasi chorzy zdrowieją dzięki troskliwej pielęgnacji. Nie wiem, ilu chorych wyleczyłam lekarstwami, ilu pielęgnacją, a ilu modlitwą.
I to się nazywa spełniona misja życia. Obyśmy na nasz sposób, pod wieczór naszego życia, mogli powiedzieć, że spełniliśmy misję powierzoną nam przez samego Boga, i z radością stanęli przed Panem z tymi, którzy w nas rozpoznali – jak to pisał św. Paweł – woń Chrystusa, naszego Zbawiciela. Obyśmy za Apostołem mogli powiedzieć: W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem (2 Tm 4,6-8). Tego sobie nawzajem życzmy.
s.Ewa Bońkowska
wszystkie zdjęcia w albumie Google Photos