środa, 04 styczeń 2012 18:09
STACHOWICZ Wiesława, s. M. Wiesława (Koronata) od Jezusa i Maryi,
ur. 26 VIII 1932 w Lutomiersku, pow. Łask, |
Córka Władysława i Janiny z d. Magdziarz. Pochodziła z rodziny rzemieślniczej. Miała jednego brata. W 1942 Niemcy zaaresztowali rodziców. Matkę wywieziono do Oświęcimia, gdzie zmarła w 1943. Ojciec przebywał w więzieniu w Łodzi. Uwolniony w 1944, zmarł w VIII 1945 w Lutomiersku. Dziećmi zaopiekowała się rodzina. Przez ks. Wincentego Kiliana TS poznała urszulanki w Kazimierzu. Siostry zaopiekowały się nią i posłały do Łodzi na Obywatelską. Mieszkając od 1946 w internacie, prowadzonym przez Zgromadzenie, ukończyła w 1949 szkołę powszechną, a następnie uczęszczała do LO, otrzymując w VI 1952 świadectwo dojrzałości. Po maturze rozpoczęła pracę w przedszkolu "Caritas" w Łodzi przy ul. Czerwonej. Kwalifikacje do pracy jako wychowawczyni przedszkola uzyskała po rocznym przeszkoleniu i zdaniu egzaminu państwowego w 1954 w Łodzi. Mając 22 lata, została przyjęta do Zgromadzenia. Pracując nadal w przedszkolu na Czerwonej, odbyła kandydaturę i postulat, jak również nowicjat koadiutorski, do którego została przyjęta 15 VIII 1956. W VIII 1957 ukończyła w Łodzi diec. kurs katechetyczny. W 1957-1958 przebywała w nowicjacie w Pniewach i złożyła śluby zakonne. Następnie powróciła do domu w Łodzi przy ul. Czerwonej i pracowała w przedszkolu do chwili upaństwowienia go w 1962. W 1962-1969 przebywała w Otorowie, pracując jako wychowawczyni w domu dziecka. W 1969 została skierowana do pracy w Kielcach, gdzie podjęła pracę katechetyczną w Górnie, wiosce oddalonej 15 km od Kielc. Pracy tej poświęciła siły i zdolności. Kochała ludzi, żyła ich sprawami, troskami i radościami, pomagała potrzebującym. A wszystko to czyniła dyskretnie. Jako wychowawczyni i jako katechetka, umiała być dla dzieci i młodzieży matką, siostrą i przyjacielem. W Górnie znali ją wszyscy i ona znała każdego. Była też zaangażowana w kieleckie kursy katechetyczne. Opiekowała się młodzieżą zakonną, biorącą w nich udział, jak również maturzystkami z diecezji, starając się pomóc, zaradzić trudnościom. Była niestrudzona w tym wszechstronnym pomaganiu. Mimo zmęczenia spontanicznie angażowała się często w różne prace domowe. Pracowita, pedantycznie dokładna, z dużym poczuciem odpowiedzialności podejmowała każdą wyznaczoną jej pracę. Z równym też poczuciem odpowiedzialności podchodziła do zobowiązań życia zakonnego. Każda wspólnota była dla niej autentyczną i bliską rodziną. Cieszyła się pracą, podejmowaną przez siostry, i ich osiągnięciami. Dużo się modliła. W 1978 podjęła studia teologiczne na ATK w Warszawie. W I 1979 nagle zachorowała. Operacja postawiła ją wobec bolesnej prawdy: nowotwór złośliwy. Mimo choroby dojeżdżała jeszcze do Górna razem ze swą następczynią. Czuwała nad pracą katechetyczną, służyła radą. W VI 1980 pojechała z pielgrzymką do Rzymu. Indywidualne spotkanie z Janem Pawłem II dało jej wiele radości, umocniło wewnętrznie, pozwoliło mobilizować się w cierpieniu. Była za tę pielgrzymkę bardzo wdzięczna Bogu i Zgromadzeniu. W nowym roku szkolnym 1980-1981 objęła nowe, ostatnie już pole działania apostolskiego: szpital i chorzy. Oddała się im bez reszty, pomagając zwłaszcza w przygotowaniu do sakramentów. Umiała też przyjmować z wdzięcznością każdy objaw życzliwości i dobroci. Żegnając się z siostrami, dziękowała za to, że była w życiu zakonnym szczęśliwa, że doznała w nim tyle serca. Powiedziała przed śmiercią: żeby być szczęśliwym, trzeba bardzo kochać. W jej pogrzebie wzięło udział 2 biskupów, wielu księży, sióstr zakonnych, dzieci i dorosłych z Kielc i Górna. Trudno im było uwierzyć, że - tak pełna entuzjazmu, radości, niezmordowana w służeniu im na co dzień - w 49 roku życia odeszła do Pana. Spoczywa na nowym cmentarzu w Kielcach.
Dział:
indeks - litera S