Słowo „Wichí” znaczy człowiek, osoba. Wichí są plemieniem bardzo zamkniętym wobec ludzi z zewnątrz, są spokojni, pokojowi. Posługują się własnym językiem niepisanym (zapis języka jest utworzony przez anglikanów, poprzez alfabet hiszpański). Mówią oni wolno i bardzo cicho. Żyją w klanach rodzinnych, w których posługują się imionami własnymi. Trzeba zaznaczyć, że państwo argentyńskie nie uznało ich imion, a oficjalnie posługują się imionami i nazwiskami hiszpańskimi, tak są zanotowani w urzędowych dokumentach osobistych. Wichí są plemieniem nomadów, które żyło z polowania i zbieractwa. Tak więc ich sposób życia jest ściśle związany z przyrodą – z ziemią, choć jej nie uprawiają, z lasem i całym jego bogactwem. Niestety, taki sposób życia, we współczesnych warunkach, nie jest już możliwy, nie jest wystarczający. Większość klanów rodzinnych pozbawionych swoich terenów żyje na terenach leśnych zdewastowanych przez wycinkę drzew i uprawy soi lub na obrzeżach miast w dzielnicach biedy. Istnieje duża dyskryminacja Indian przez ogół społeczeństwa; nie traktuje się ich dobrze w urzędach, szpitalu, w szkole. Brak jest szkół dwujęzycznych, nie są oni objęci opieką medyczną i socjalną. Większość z nich żyje rozdarta i zagubiona. W takich warunkach trudno im zachować własny język, własną kulturę, zwyczaje, wierzenia i jednocześnie wejść we współczesne społeczeństwo przez edukację, wykształcenie, zdobycie zawodu.
Ostatnio w mediach pokazywały się informacje o wielkich pożarach jakie trawią całe przestrzenie życiodajnej puszczy amazońskiej. Niestety, to prawda. Puszcza i jej rdzenni mieszkańcy płacą straszliwą cenę za ludzką chciwość, która jest w stanie pogwałcić prawa natury. (Centrum Misyjne).
Siostra Grażyna Otlewska napisała do Centrum Misyjnego wiadomości, którymi pragniemy się podzielić:
Trochę wiadomości z naszego „lasu” i na co przeznaczamy przesłane pieniądze. Serdecznie dziękujemy wszystkim naszym Darczyńcom i zapewniamy o naszej modlitwie! Oczywiście z powodu pandemii nasze zajęcia: alfabetyzacja, zajęcia z dziećmi i warsztaty krawieckie są zawieszone. Natomiast intensywniej towarzyszymy najbliższym wspólnotom Wichí oddalonym 8 km od Las Hacheras. W tym roku dużym problemem u nas jest susza, brak opadów deszczu. Nasze źródło wody to deszczówka, którą się gromadzi w zbiornikach w ziemi, to rodzaj studni. Wielu ludziom nie wystarczyło wody i byliśmy zależni od beczkowozów, które przywoziły wodę z oddalonego o 30 km Miraflores. W związku z tą sytuacją postanowiłyśmy, że sfinansujemy perforacje w osadzie Indian. Wiercenia robią tu ręcznie i jest to praca ciężka i żmudna. Opłaciłyśmy pracownika i potrzebny sprzęt. Niestety, woda z dwóch wierceń okazała się bardzo słona, nie nadawała się nawet do prania. Robimy trzecie wiercenie z nadzieją na dobrą wodę. W międzyczasie naszym samochodem dowoziłyśmy wiele razy wodę. I kontynuujemy nasz projekt z wyrobami artystycznymi. Trochę się komplikuje, bo nie możemy ich przesłać dalej, żeby je sprzedać. Pomagałyśmy też wyrobić odpowiednie papiery, żeby choć niektórzy mogli otrzymać od państwa specjalną zapomogę na czas pandemii. Były w tym wyjazdy do banku, na pocztę itp.
Nie można zrobić zbyt wiele w tym trudnym czasie, ale zawsze coś. Na szczęście spadły trzy obfite deszcze i napełniły się zbiorniki, przyroda wróciła do życia. Serdecznie pozdrawiamy, ściskam mocno.
s. Grażyna Otlewska z Las Hacheras/Argentyna