×

Ostrzeżenie

JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 62.

niedziela, 22 styczeń 2012 18:52

ZABORSKA Alina, s. M. Kordula od Matki Boskiej Różańcowej,

ur. 20 IX 1871 w majątku Bohdałów, pow. Jeziorzany, w ziemi kowieńskiej na Litwie,
wst. 15 VIII 1905 w Krakowie,
I śl. 25 III 1910 w Petersburgu (Rosja),
nr w księdze prof. 5
zm. 15 X 1951 w Pniewach.
Spoczywa na cmentarzu: Pniewy

Córka Ignacego i Marii z d. Kościałkowskiej. Pochodziła z rodziny ziemiańskiej, wychowana była przez dzielną i mądrą matkę, która pozostawszy wdową z 4 małych dzieci, potrafiła zapewnić dzieciom staranne wychowanie i wykształcenie. Pierwsze nauki pobierała w domu, potem matka umieściła ją wraz z 2 starszymi siostrami na pensji pań Szydłowskich w Iłłukszcie (Kurlandia). Językami wykładowymi były tam niemiecki i rosyjski, jęz. polskiego uczono potajemnie. Szkołę w Iłłukszcie ukończyła w 1887, otrzymując patent nauczycielki domowej. W 1889 udała się do Francji celem nabrania biegłości w jęz. francuskim, którego podstawy otrzymała w domu. Cały rok spędziła w Lille (Normandia) w klasztorze De la Mere de Dieu, udzielając w przyklasztornej szkole - w zamian za utrzymanie - lekcji jęz. niemieckiego. W 1980 pojechała do Paryża, gdzie studiowała na Sorbonie jako wolna słuchaczka. W następnym roku powróciła w strony rodzinne z dużym, jak na owe czasy, zasobem wiedzy. Przez 10 następnych lat pracowała jako nauczycielka domowa, przy czym wiele podróżowała. Zwiedziła Polskę, Francję, Belgię, Szwajcarię i Hiszpanię, ciągle pogłębiając wiedzę przez samodzielne studia i uczęszczanie na tajne komplety naukowe w Warszawie, prowadzone przez wybitnych profesorów. Letnie miesiące spędzała w domu rodzinnym przy kochającej ją matce. Brat Karol, doktor medycyny i właściciel majątku (zginął wraz z rodziną w czasie II wojny światowej), chciał ją zatrzymać przy sobie i przygotować do podjęcia obowiązków pielęgniarki we własnym szpitalu, który w celach charytatywnych wybudował na terenie majątku. Praca pielęgniarska jednak jej nie odpowiadała. W 1904 zaszedł w jej życiu fakt, który zaważył na jej przyszłości. Wracając z Zakopanego, postanowiła zatrzymać się parę dni w Krakowie, aby odwiedzić dawną przełożoną pensji w Iłłukszcie Michalinę Szydłowską - m. Ignację, która w 1889 wstąpiła do urszulanek, i pod jej kierunkiem odprawić rekolekcje. Na Starowiślnej odbywał się właśnie zjazd uczennic i m. Ignacja nie mogła poświęcić wiele czasu dawnej wychowance. Zajęła się więc nią przełożona domu m. Urszula Ledóchowska, której urok osobowości od razu ją pociągnął. Daleka od wszelkiej egzaltacji, niełatwo ulegająca czyjemukolwiek wpływowi, gotowa była otworzyć duszę przed m. Urszulą i poddać się jej kierownictwu. Opuszczając klasztor krakowski, w którym pobyt z zamierzonych kilku dni przeciągnął się do dziesięciu, postanowiła powrócić tam na stałe. Nie mogła jednak natychmiast wykonać zamiaru ze względu na wychowankę, hr. Mielżyńską, której zastępowała zmarłą matkę. Dopiero w 1905, uwolniwszy się od obowiązków w świecie, poprosiła o przyjęcie do krakowskiego klasztoru urszulanek. Miała wówczas 34 lata. Wstąpienie jej zbiegło się z organizowaniem w tym czasie przez m. Urszulę Ledóchowską internatu dla studentek. Opiekę nad nimi należało powierzyć osobie życiowo doświadczonej. Nadawała się idealnie do tej roli, zwłaszcza że miała dar nawiązywania kontaktów z dorastającą młodzieżą, która darzyła ją sympatią i zaufaniem. Dlatego też m. Urszula postawiła ją na czele internatu. A kiedy 8 XI 1906 została erygowana Sodalicja Mariańska studentek krakowskich (pierwsza w Polsce), została jej prezydentką. Jako kandydatka zakonna pozostawała pod osobistym kierunkiem m. Urszuli do VII 1907, tj. do momentu wyjazdu Matki Założycielki na nową placówkę urszulańską w Petersburgu. Jako postulantka, nadal prowadziła internat w myśl dyrektyw m. Urszuli, dając studentkom wiele swobody, a zarazem uwrażliwiając je na potrzeby społeczne. Internat się rozwijał, ale jak każda nowość, budził nieprzychylną krytykę. Uważana była w klasztorze za osobę zbyt samodzielną. Kiedy Matka Założycielka przyjechała w XI 1907 do Krakowa, zdecydowano więc, że po zakończeniu roku szkolnego pojedzie jako pomoc do Petersburga. Była to radość zarówno dla Matki Założycielki, jak i dla niej, a równocześnie opatrznościowa pomoc dla środowiska petersburskiego. Jako wytrawna nauczycielka i wychowawczyni, a przy tym osoba znająca jęz. rosyjski i rosyjskie stosunki, doskonale nadawała się do pracy w internacie Gimnazjum św. Katarzyny. Orientowała się zresztą w miejscowych warunkach, ponieważ ją właśnie wybrała m. Urszula na towarzyszkę w czasie pierwszej podróży do Petersburga wiosną 1907. Wspólnie wówczas zwiedzały internat i przeprowadzały pertraktacje z syndykatem co do pracy sióstr w Gimnazjum św. Katarzyny. Natychmiast po zakończeniu roku akademickiego stawiła się do dyspozycji m. Urszuli. Miała być odtąd jej prawą ręką i oddaną pomocnicą, więcej nawet - wierną przyjaciółką. Wiedział dobry Bóg - pisała m. Urszula - że na tej ciernistej drodze, po której mnie prowadził, potrzebowałam tej wiernej przyjaźni, która mnie tak często podtrzymywała i odwagi dodawała, i za to Bogu składam dzięki. 15 VIII 1908 rozpoczęła nowicjat zakonny. Nie był to łatwy okres w jej życiu. Specyficzne warunki fundacji petersburskiej, tworzącej się w niesprzyjających okolicznościach politycznych i społecznych, klimat tego wielonarodowego środowiska, a także przywiązanie do studentek z Krakowa i tęsknota za nimi - działały na nią przygnębiająco. Jej bujna natura, skłaniająca się raczej ku konkretom, i jej wychowanie w duchu pozytywizmu i realizmu zmuszały ją do zmagań z samą sobą, by sprostać oczekiwaniom świątobliwej Matki Założycielki. W gronie sióstr była lubiana dzięki swej szczerości i prostocie, dzięki swemu ogromnemu poświęceniu. Po złożeniu ślubów zakonnych (25 III 1910) pracowała jako nauczycielka w Gimnazjum św. Katarzyny. Imponowała wychowankom wiedzą, inteligencją i obyciem towarzyskim. Wykładała interesująco, potrafiła rozbudzić w dziewczętach uczucia patriotyczne, chęć poznania i ukochania ojczystego języka oraz kultury narodowej. Uczennice lubiły słuchać jej zajmujących opowiadań o wydarzeniach z dziejów ojczystych, z życia Kościoła. W 1911, po wyjeździe Matki Założycielki do Merentähti (Finlandia), objęła kierownictwo internatu w Petersburgu. Od 1915 przebywała w Szwecji. W Djursholmie pod Sztokholmem pracowała w prowadzonym przez siostry Instytucie Języków dla dziewcząt z krajów skandynawskich. Uczennice i tam lubiły ją i szanowały. Chociaż była wymagająca, potrafiła ująć je troskliwością i dobrocią. Często też zastępowała Matkę Założycielkę - zarówno w domu, jak i w szkole - w czasie jej licznych podróży z odczytami po krajach skandynawskich. W XII 1917 przypadł jej w udziale trud zorganizowania w Alborgu (Dania) nowej placówki Zgromadzenia - domu dla ok. 40 dzieci polskich emigrantów. Kiedy w 1918 szkoła języków w Djursholmie została przeniesiona do Alborga, podjęła w niej pracę nauczycielską i wychowawczą. Po przyjeździe do Polski w 1920 zorganizowała zaplecze gospodarcze dla mającej powstać szkoły w Pniewach. W 1922 w nowo powstałym domu Zgromadzenia w Poznaniu objęła kierownictwo internatu dla studentek i młodzieży gimnazjalnej. Jako I asystentka przełożonej generalnej (od 1924) weszła w życie Zgromadzenia nie tylko jako kierująca realizacją nowych inicjatyw apostolskich i domów Zgromadzenia, ale również jako siostra, mająca duży udział w rozwoju duchowym rodziny zakonnej. W czasie licznych odwiedzin i wizytacji, odbywanych z Matką Założycielką, interesowała się trudnościami i kłopotami nowo powstałych domów zakonnych, służąc praktycznymi radami zarówno przełożonym, jak i poszczególnym siostrom. Pamiętała o wszystkich domownikach, zwłaszcza o osobach starszych czy chorych. Była wyrozumiała dla niedomagań fizycznych, gdyż sama w życiu wiele się nacierpiała z powodu silnych bólów głowy i innych dolegliwości. Wspólne spotkania ożywiała swym czarującym humorem, a dzięki niepospolitemu talentowi gawędziarskiemu wprowadzała siostry jakby mimochodem w życie poszczególnych domów i dzieł Zgromadzenia. Spoiwem dla Zgromadzenia - łącznikiem między domami w kraju i za granicą - były jej długie listy, zwane przez nią "prześcieradłami", mające przedstawiać życie Zgromadzenia i trud Matki Założycielki, nieraz jej tylko znany. Mniej więcej 2 razy do roku udawała się z Matką Założycielką w sprawach Zgromadzenia do Włoch i Francji. Stanowisko asystentki generalnej sprawowała do śmierci Matki Założycielki, czyli do 1939. Matka wiedziała, że zawsze znajdzie podporę i pokrzepienie u swej - jak ją nazywała - wiernej Aliny. Choć nie leżało to jej w charakterze, we wszystkich wspólnie podejmowanych pracach umiała usuwać się w cień. Była szczęśliwa, gdy Matkę Założycielkę otaczała miłość i uznanie. Wysoka, pokaźnej postury, wydawała się przeznaczona do roli opiekunki. Jej serdecznej, pełnej poświęcenia troskliwości zawdzięczała Założycielka opanowanie niejednej choroby, odparcie niejednego ciosu. Za największe szczęście swego życia uważała to, że Bóg dał jej blisko obcować z osobą wyjątkową, o której świętości była głęboko przekonana. Krótka choroba i śmierć Matki Założycielki w 1939 były dla niej dotkliwym ciosem. Miłość do Zgromadzenia nie pozwoliła jednak poddać się bólowi i szukać ulgi w rozpamiętywaniu własnego cierpienia. Mimo grozy wiszącej nad Polską wojny wróciła do kraju, aby zwołać kapitułę generalną. Po wyborze nowej przełożonej generalnej, którą została m. Pia Leśniewska, wyjechała z nią na wizytację domów poleskich, gdzie zastała ją wojna. Wróciwszy do Warszawy, przebywała tam przez lata okupacji. Tragiczne dzieje stolicy i kraju odbiły się na jej zdrowiu i jeszcze bardziej przygnębiły, ale nie zdołały złamać woli. Dawniej brałam pióro do ręki z tym uczuciem, że list mój przyniesie wam trochę radości swoją treścią, a formą rozweseli - pisała do sióstr w 1940 - teraz od śmierci Matki żyję raczej wspomnieniami i tęsknotą. Nasza dawniejsza praca zamiera i z lękiem się pytam, czy i kiedy odżyje. Jako zajęcie obrałam sobie otaczanie opieką wszystkich starych, których trzeba pocieszać. Najgorsze jest to, iż się nie czuje, że idziemy ku lepszej przyszłości, raczej co dzień bardziej horyzont się zaciemnia. No, ale nie bawmy się w przepowiednie przyszłości - będzie, co Bóg da, a my bądźmy gotowe zakasać rękawy w każdej chwili i stanąć do pracy, by odbudować to, co zniszczone i zmarnowane. Pociechy szukała w modlitwie, zwłaszcza różańcowej, zgodnie ze swym predykatem: od Matki Bożej Różańcowej. Zajęła się również zbieraniem wspomnień o Matce Założycielce i opracowywaniem jej życiorysu. Z prawdziwą radością gromadziła wokół siebie młode siostry, opowiadając im o dziełach Zgromadzenia i o Matce Założycielce. Od IX 1944 zamieszkała w Milanówku pod Warszawą, skąd w III 1945 wróciła do Pniew. W dalszym ciągu żyła myślą o Zgromadzeniu, a jej ulubionym zajęciem były rozmowy z nowicjuszkami, przedmiotem zaś gawęd - Matka Założycielka, jej życie, zmagania z przeciwnościami i świętość. Była jednym z pierwszych i najmocniejszych ogniw w łańcuchu dziejów Zgromadzenia. Jej autorstwa jest: Życiorys i krótkie streszczenie pięćdziesięcioletniej działalności m. Urszuli Ledóchowskiej, generalnej przełożonej Sióstr Urszulanek SJK, "Dzwonek św. Olafa" 1937 nr 2; Opis jubileuszu sieradzkiego, "Posłaniec św. Urszuli" 1937 nr 2, oraz artykuły: Moje "prześcieradło", "Posłaniec św. Urszuli" 1937 nr 1; Nuncjusz na Polesiu, tamże, nr 3. Ostatnie lata życia spędziła w zaciszu i odosobnieniu z powodu choroby. Zmarła w Pniewach w 81 roku życia. Pogrzeb odbył się pod przewodnictwem ks. inf. Marlewskiego z Poznania. Abp W. Dymek w liście kondolencyjnym do Zgromadzenia napisał: Biorę serdeczny udział w żałobie i smutku Zgromadzenia z powodu zgonu śp. s. Korduli Zaborskiej. Poszła po nagrodę, po wieniec chwały. Długim, wielkim i pięknym bojowaniem było jej życie. Jako towarzyszka i powiernica Założycielki przykładała ręki do powstania i rozwoju Zgromadzenia i napełniała je duchem poświęcenia i miłości. W pracach moich około zorganizowania ruchu charytatywnego i zaopiekowania się dziećmi sierotami służyła mi światłą radą i najwierniejszą współpracą. Modlę się o spokój jej pięknej duszy. Spoczywa na pniewskim cmentarzu urszulańskim, gdzie również 3 lata wcześniej została pochowana jej rodzona siostra, Felicja Zaborska (1867-1948), którą siostry z Wilna uratowały przed aresztowaniem w 1941 i wywózką na Sybir, a następnie przywiozły do Pniew.

Wspomnienie o niej przetrwało dla przyszłych pokoleń zakonnych w strofach wiersza, który napisano kiedyś z okazji jej imienin:

Dozwól, o Panie, by słoneczność duszy,
By umysł wielki, serce szczerozłote
Były nam wzorem, jak w codziennym życiu
Można zdobywać i świętość, i cnotę.
A jeśli nam się kiedy w życiu zdarzy
Na nadmiar pracy, trudów, wyrzec słówko,
Niechaj ten przykład, tak nam dobrze znany,
Będzie wewnętrzną sumienia wymówką.


* Z dziejów Sodalicji Mariańskiej Akademiczek UJ, "Sodalis Marianus" 1931 nr 4. Powinszowanie Siostrze Asystentce, 22 X 1936, "Posłaniec św. Urszuli" 1937 nr 1. S. J. Ledóchowska, ursz. SJK, Życie i działalność J. U. Ledóchowskiej, Poznań 1975. M. Piaszyk, ursz. SJK, Żeńska grupa zakonna w Polsce międzywojennej na przykładzie Zgromadzenia Sióstr Urszulanek SJK, Lublin 1977. M. U. Ledóchowska, Historia Kongregacji Sióstr Urszulanek Najświętszego Serca Jezusa Konającego, Poznań 1987. M. U. Ledóchowska, Kronika Zgromadzenia Sióstr Urszulanek SJK, Warszawa 1992. S. Dolores Matułajtis, Wspomnienie o śp. s. M. Korduli Alinie Zaborskiej, "Szary Posłaniec" 1981 nr 42. S. M. Kordula (Alina) Zaborska od Matki Bożej Różańcowej, "Szary Posłaniec" 1995 nr 64. B. Rodziewicz, ursz. SJK, Pamięci Siostry Asystentki, Pniewy 1951 (mps powiel.). K. Jasiewicz, Lista strat ziemiaństwa polskiego 1939-1956, Warszawa 1995.

Czytany 1834 razy