Z kroniki Zgromadzenia

12 lipca 1947 - Wybór matki Brygidy Rodziewicz na przełożoną generalną

Matka Brygida (Zoe) Rodziewicz urodziła się 1 maja 1885 roku w Aszchabadzie (Turkmenistan) w rodzinie Zygmunta i Małgorzaty ze Stulgińskich. W 1903 roku ukończyła gimnazjum przy parafii św. Katarzyny w Petersburgu – tę szkołę z internatem, którego kierownictwo cztery lata później miała objąć matka Urszula…

Udała się do Krakowa, by w szkole urszulanek uzupełnić swoją wiedzę z zakresu literatury i historii Polski. Była wtedy podopieczną matki Urszuli jako nauczycielki, wychowawczyni i przełożonej klasztoru urszulanek. Po dwóch latach wróciła do Petersburga. W gimnazjum św. Katarzyny podjęła pracę wychowawczą i nauczycielską. W 1912 roku wstąpiła do urszulańskiej wspólnoty gromadzącej się wokół matki Urszuli w Petersburgu i Merentähti. Dzieliła odtąd trudy i radości pracy apostolskiej, zwłaszcza w czasie wygnania w krajach skandynawskich, kiedy powoli rodził się charyzmat nowej gałęzi urszulańskiej. W Aalborgu (Dania) złożyła śluby zakonne (15 sierpnia 1920). W lecie 1921 roku przyjechała do Pniew – wraz z ostatnią grupką dzieci z aalborskiego sierocińca, które było kolebką nowego dzieła wychowawczego sprowadzonego z Danii do niepodległej Polski w 1920 roku. Matka Urszula powierzała jej często trud organizowania nowych placówek urszulańskich – była kierowniczką i przełożoną domów w Goździchowie (pierwsza placówka założona po Pniewach), w Wilnie, w Sieradzu, także w samych Pniewach. Od 1931 roku przebywała we Francji, gdzie organizowała placówki w Ferrières-Ucel i w Salève. W latach 1942-47 pełniła urząd przełożonej domu w Virieu-sur-Bourbre oraz przełożonej centrum francuskiego. Na IV Kapitule Generalnej, pierwszej po drugiej wojnie światowej, 12 lipca 1947 roku została wybrana na przełożoną generalną Zgromadzenia. Została nią ponownie 11 lipca 1953 roku. Matka Brygida zmarła 21 sierpnia 1955 roku, w czasie swojej drugiej kadencji.


Więcej o matce Brygidzie w biogramie

Matka Urszula wspomina w Historii Kongregacji o zasługach byłej uczennicy Zoe w staraniach „ściągania” urszulanek do Petersburga:

Pomiędzy nauczycielkami pensji Św. Katarzyny była dawniejsza nasza uczennica, Zoe Rodziewicz. Widząc nieporządki, brak kierunku na pensji wzdychała głośno: „żeby nasza matuchna tu była, to wszystko by szło inaczej”. I tak długo swym cichym głosikiem to powtarzała, aż ksiądz proboszcz zdecydował się nas wezwać, tym bardziej że tym sposobem mógł i konsystorz, i syndykacie, ale na siostrach urszulankach.


Artykuł matki Urszuli o prowadzonej przez siostrę Brygidę placówce w Salève (Dzwonek św. Olafa, lipiec 1938)

Na początku maja 1937 roku objęła siostra przełożona Rodziewicz z dwunastoma siostrami, pomiędzy nimi s. Nitschówną, dobrze znaną seminarzystkom Seminarium Gospodarstwa Domowego z roku 1933-34, rządy w Chateau des Avenières. Nie łatwe były początki – trzeba było i umeblować dom, i rozmaite remonty przeprowadzić. Zimno było jeszcze tam, na górze, ale wiadoma to rzecz, że Bóg siostrom w nowych fundacjach daje wyjątkową energię i odporność. Więc wesoło szło się do porządkowania i do skopania zaniedbanego ogrodu warzywnego. Siostra Marcelka, która z Rzymu przybyła na pomoc, przywiozła nasiona rzymskie i – o dziwo – sałata wspaniale się udała.

Trochę później, po pierwszych porządkach, urządzono kapliczkę w bibliotece – bez Przenajświętszego Sakramentu – ale Mszę św. wolno tam było odprawiać. Bezczeszczona kaplica stała nadal smutna i zamknięta. Wkrótce, bo już w czerwcu, zaczęli się pojawiać pierwsi goście: rodziny z liczną gromadą dzieci, a w lipcu i sierpniu liczba ich dochodziła aż do stu osób. Atrakcją dla inteligencji francuskiej jest osoba pani Marie Gasquet – znana autorka i prelegentka – która tak przywiązała się do sióstr, że prawie ich nie opuszcza i do „szarej sukni” tęskni.

Jak nieliczna gromadka sióstr przy takiej ilości gości sobie radziła, to nie bardzo zrozumiałe, ale widoczna była pomoc Boża i siostry swą wesołością przy ciężkiej pracy tak sobie zjednały gości, że ci, gdzie mogli, to pomagali. Pewnego dnia zajeżdża autokar ze skrzyniami różnych kuchennych naczyń, talerzy, filiżanek – ale skrzynie są za ciężkie dla ludzi, którzy autokarem przyjechali. Co tu robić? – Jeden z panów zorganizował łańcuch składający się z pań i dzieci, otworzono skrzynie i naczynia podawano z rąk do rąk aż do kuchni i kredensu. Humory dopisywały przy tej pracy i ani jedno naczynie nie poszło w kawałki.

Innym razem goście zdecydowali, że siostry muszą wypocząć, więc zabrano im miotły, szczotki do froterowania podłóg, ścierki – wolno im było tylko pozostać w kuchni, bo obiad bez pomocy sióstr może wypadłby smutnawo – i wszyscy zabrali się do pracy. Panowie froterowali podłogi, tańcząc na szczotkach po podłodze, panie w pocie czoła czyściły, zamiatały, a młodzież zmywała naczynia (kilkaset talerzy), czyściła łyżki, noże, widelce, i przekonała się, że „naprawdę zmywanie naczyń to wielka praca”.

Czasem bywały i burze – i tak, nie wiedzieć z jakich przyczyn pewnego razu zabrakło wody, a przecież źródła na szczycie Salève należą do posiadłości des Avenières. Więc kłopot wielki. Radzono, jak się dało, ale przy takiej ilości gości być bez wody – to nie żarty! Jedna z pań „w gorącej wodzie kąpana” wpadła oburzona – furieuse – na siostrę przełożoną: „Jeżeli wody nie będzie, to wyjadę” – na co siostra przełożona bardzo spokojnie odrzekła: „a jak wody nie będzie, to i ja wyjadę”. Roześmiała się żywego temperamentu pani, a wkrótce znowu pojawiła się woda i nikt nie potrzebował wyjeżdżać.

Wesoło i dobrze przeszły wakacje. Goście rozjechali się, zachwyceni swym pobytem w Notre-Dame du Salève, z mocnym postanowieniem powrotu za rok. Opróżnił się zamek, siostry mogły odpoczywać. Chodziły do lasu po drzewo, porządkowały, jednak atmosfera pewnego niepokoju gnębiła Notre-Dame du Salève: „Jak przeżyjemy zimę bez gości? Czy zechce ktoś przyjechać?” Płonne były obawy, bo już w grudniu dom znowu się zaludnił - na Boże Narodzenie przybyła moc osób, by używać zimy, pięknej zimy na tej wysokości i korzystać z cudownej dla narciarzy pochyłości góry Salève. I odtąd gości nie zabrakło w Notre-Dame du Salève, coraz to liczniejsze są zgłoszenia na lato, tak że już w maju trzeba było odmawiać proszącym o przyjęcie.

Na wiosnę 1938 roku pozwolił ksiądz biskup poświecić zamkniętą dotychczas kaplicę. Usunięto wszystko, co obrażało świętość kaplicy. Poświęcenie wraz z egzorcyzmami trwało blisko godzinę i odtąd duży krucyfiks nad ołtarzem oznajmia wchodzącym, że Chrystus vincit, Chrystus regnat, Chrystus imperat, że złamana moc złego ducha; że odtąd w domu mieszka Jezus w tabernakulum, rozsiewając ze swego małego domku promienie miłości i pokoju po całym Notre-Dame du Salève. I Matka Boska uśmiecha się z posągu wśród kwiatów i zieleni do wiernych swych dzieci.

W Salève jest projektowany osobny dom dla słabszych dzieci, potrzebujących powietrza alpejskiego, dom dla dorosłych, szukających spokoju i ciszy, a nawet domek dla osłabionych zakonnic - miejsce położone daleko od hałasu świata, a urządzenia dostosowane do ich potrzeb. Domy i wille w Notre-Dame du Salève i serca sióstr tam pracujących są zawsze szeroko otwarte dla gości, szukających atmosfery ciepłej, Bożej, w promieniach tabernakulum, wśród cudów alpejskiej przyrody.

Matuchna


Salève – góra między Genewą a Annecy – otoczony lasem, ze wspaniałym widokiem na Alpy i Mont Blanc –. w departamencie Haute-Savoie
Czytany 1856 razy Ostatnio zmieniany sobota, 09 grudzień 2023 17:03