Habit i adidasy
Ministranci są niezwykli też dlatego, że razem służą nie w swojej parafii, a w kaplicy szkolnej. Do obstawienia mają wiele funkcji. Na szczęście chłopaków nie brakuje. Co piątek na Mszy dla uczniów szkoły podstawowej służy ich około osiemnastu.
Odwiedzamy Katolickie Centrum Edukacyjne im. Świętej Rodziny w Krakowie. Wita nas grupa uśmiechniętych chłopców kroczących wąskimi korytarzami za siostrą.
– Siostra Danuta! Siostra Danuta! Raz, dwa, raz dwa, raz, trzy! – skandują i klaszczą.
Ministranci-piłkarze szkolą się też pod okiem bardziej doświadczonego trenera. Ale to siostra Danuta najczęściej jest z nimi na boisku. Zasady piłki nożnej zna znakomicie. Do habitu – na potrzeby gry – zakłada sportowe adidasy. – Jak leci piłka, to ją odkopię... – uśmiecha się.
– Siostra zna się na nodze, wie co to spalony – chwałą ją chłopcy. – Jest super! – przekrzykują się jeden przez drugiego.
Pizza z siostrą
Niedawno drużyna Święta Rodzina zajęła drugie miejsce na poziomie rejonowym w ogólnopolskich rozgrywkach ministrantów i lektorów w piłce nożnej halowej.
– Już trzy lata bronię i zawsze w finale puszczę jedną bramkę. Takie życie… – przyznaje rozżalony Piotrek.
– To wina sędziego! – komentują koledzy i przyznają, że nie mają pretensji do Piotrka.
Chłopcy nie poddają się. Nadal dzielnie ćwiczą. W rozgrywkach za rok na pewno będą lepsi.
– Jest nas ponad 30. Służymy, bierzemy udział we Mszach świętych, mamy Drogi Krzyżowe, Różaniec. Stwierdziliśmy więc: dlaczego nie mielibyśmy wziąć udziału w rozgrywkach ministranckich? Też przecież jesteśmy ministrantami… – w imieniu chłopców mówi siostra Danuta.
Nadzwyczajni ministranci mają nadzwyczajną opiekunkę – zagaduję. – No, tak, można tak powiedzieć – przyznaje bramkarz.
– Siostra Danuta to najlepszy opiekun na świecie – dodaje ktoś inny.
– Dlaczego jest najlepsza?
– Bo kupuje nam pizzę, lody. Ciągle czuwa, organizuje różne rzeczy i nie krzyczy na nas – wymieniają jednym tchem.
– Jak siostra jest na boisku, to wszyscy się zlatują – uśmiecha się zakonnica. – Każdy chce sobie pograć.
Rozmowy z chłopakami
– Bardzo lubię sport – przyznaje siostra Danuta. – 38 lat jestem już w klasztorze, to szmat czasu, ale zawsze, od szkoły podstawowej, lubiłam sport. W szkole byłam najlepsza w skoku wzwyż, w dal, w biegu na 60 metrów przez płotki. Bardzo to lubiłam. Jak po latach wracałam do mojej szkoły, to jako jedne z lepszych, ciągle wisiały tam moje wyniki – wspomina.
Siostra Danuta sportu nie porzuciła też w szkole średniej. Lubi też góry, morze, rower. I bardzo lubi pracę z chłopcami. – Pamiętam, że jako młoda dziewczyna zawsze bardziej trzymałam się chłopców – opowiada. – Wolałam z nimi pograć w piłkę. Dziewczyny ciągle się kłócą i mają różne problemy.
– O miłosnych sprawach gadają… – wtrąca Piotrek.
– Nie myślałam wcale, że pójdę do zakonu – opowiada dalej urszulanka. – Nasze zgromadzenie zajmuje się wychowaniem dzieci i młodzieży.
Siostra Danuta odnajduje się w tym znakomicie.
– Umiem rozmawiać z chłopcami – ocenia.
– O czym najczęściej? – pytam.
– O piłce, o sprawach szkolnych, o ocenach albo o tym, kto co bierze na Mszy – odpowiadają za nią ministranci.
Skazany na bramkarza
Przed meczami i treningami ministranci zawsze się modlą. – Wtedy łatwiej się wygrywa i łatwiej… przyjmuje porażkę – przyznają.
– Piłka nożna jest fajna, bo można pobiegać z kolegami – stwierdza Szymon.
– To taki sport, w którym można rotować: zmienić bramkarzy, skład – dodaje Piotrek, który zazwyczaj jest… bramkarzem. – To było na mnie skazane, bo jak byłem mniejszy, to nie umiałem za dobrze biegać – uśmiecha się. – Zawsze więc stałem na bramce.
Siostra Danuta z kolei na boisku kibicuje i… modli się za swoich ministrantów. Ona też ogarnia wszystkie zmiany. Bo w tej drużynie nikt całego meczu nie może przesiedzieć na ławce rezerwowych.
– My tym rotujemy: ja na pewno na bramkę, a w polu niech już dzieje się, co chce – uśmiecha się Piotrek.
Rotacje są też na cotygodniowych Mszach. – Sygnaturka, kielich, ampułki, dzwonki z gongiem, znak pokoju po dwóch stronach, pateny i lavabo – Hubert wymienia ministranckie zadania.
– Mszę przeżywa się lepiej, gdy ma się jakąś posługę – oceniają ministranci i piłkarze. I na boisku i przy ołtarzu zawsze dają z siebie całe 100 procent.
Joanna Juroszek
Foto: Henryk Przondziono /Foto Gość